
„Dziewczyny lubią brąz, a słońce o tym wie, że dziewczyny lubią brąz i czule pieści je” – śpiewał przed wielu laty Ryszard Rynkowski rozpalając tym samym serca swoich fanek. Mimo upływu lat my, dziewczyny, kobiety, wciąż lubimy ten szlachetny brąz, czyli opaleniznę goszczącą na naszej skórze. W tym celu zażywamy kąpieli słonecznych, odwiedzamy solarium lub stosujemy popularne samoopalacze i mgiełki brązujące. Czy warto? O tym w poniższym materiale.
Klasyczna opalenizna słoneczna czy samoopalacz?
Artykuł rozpoczynamy od pytań, które zapewne nieraz sama sobie stawiasz. Natura, czy „wspomagacz”? Co wybrać? Co daje lepszy efekt? Co jest bezpieczniejsze dla zdrowia? Opinie są różne, chociaż wiele osób wciąż sądzi, że najlepszym sposobem jest opalenizna naturalna: niewymuszona, pozbawiona chemii, darmowa… wszystko to prawda, ale „plażując” należy zachować szczególną ostrożność! Pamiętajmy, że promienie słoneczne dawkowane bez ograniczeń szkodzą skórze (np. niszczą elastynę, kolagen czy kwas hialuronowy). To może prowadzić do utraty elastyczności, do powstawania zmarszczek, a nawet do nowotworów, dlatego podczas opalania konieczne jest stosowanie kosmetyków ochronnych!
Co na to samoopalacz?
A on na to, jak na lato. Działając delikatnie tylko na skórze zewnętrznej, a nie na tzw. skórze właściwej, odpowiednio rozprowadzony i nakładany w ilości rekomendowanej przez producenta sprawia, że Twoja skóra zyskuje tymczasowy, brązowy odcień. Dzięki substancji nazywanej „dihydroksyaceton” (w skrócie DHA) – reaguje ze skórą i sprawia, że wizualnie zyskuje się opaleniznę. A czy jest bezpieczny? Przede wszystkim nie wymaga udziału tak szkodliwych promieni UV. Główną substancję samoopalacza, czyli DHA pozyskuje się naturalnie np. z buraka cukrowego. Warto jednak pamiętać, że wiele samoopalaczy wysusza skórę nie dając jednocześnie żadnej ochrony przed słońcem – dlatego nadużywanie samoopalacza i traktowanie go jako wsparcia naturalnego opalania to nie najszczęśliwsza decyzja!
Jak zyskać brąz, a nie stracić zdrowia?
Na pewno warto sięgać po produkty przetestowane alergologicznie i dermatologicznie. Do takich należy na przykład CUPUAÇU – brązujący krem odżywczy firmy Ziaja. Preparat, oprócz nadawania skórze subtelnego odcienia opalenizny, zmiękcza i wygładza naskórek, wzmacnia jego barierę ochronną, łagodzi podrażnienia oraz chroni przed promieniowaniem UV. Działania te CUPUAÇU zawdzięcza zawartości masła cupuacu, karite, oleju z orzechów brazylijskich i oleju makadamia. Doskonała kompozycja prawda? A jaki wspaniały zapach!
Podobnymi zaletami może pochwalić się mleczko brązujące tej samej firmy. Delikatna opalenizna pojawia się już po 3-4 godzinach od użycia, a jednocześnie skóra jest nawilżana i odżywiana. To dowód, że samoopalacz może dawać nie tylko efekty wizualne, ale i pielęgnujące.
Do codziennej pielęgnacji skóry twarzy i całego ciała GORĄCO polecamy polecamy masło kakaowe, którym warto smarować się również przed wizytą w solarium.
Czy samoopalacz i naturalna opalenizna się wykluczają?
Nie, wręcz przeciwnie, ale warunkiem jest działanie z umiarem. Rozświetlający balsam do ciała marki Bielenda pomaga w naturalny sposób podkreślić uzyskaną już podczas kąpieli słonecznych opaleniznę. Zawarty w nim olej z orzecha makadamia jest bogaty w witaminy A, B i E działające nawilżająco i odżywczo na skórę. Z kolei masło kakaowe poprawia wygląd skóry i dba o jej kondycję.
Pamiętaj, umiejętnym postępowaniem możesz zapewnić sobie doskonały efekt opalania: zjawiskowy brąz skóry z jednoczesną jej pielęgnacją! Więcej propozycji produktowych znajdziesz w sklepie internetowym Polka Deli. Aby odwiedzić jego stronę, wystarczy kliknąć link.
Ja od jakiegoś czasu przestałam opalać się naturalnie. Teraz używam naturalnych balsamów brązujących i w kilka minut mam piękną i zdrową opaleniznę. Moja ulubiona marka to Fake Bake. W przygotowaniu skóry na aplikację takiego balsamu pomaga mi niezawodna rękawica Tan Away od GLOV. https://glov.co/pl/produkt/spa/rekawica-do-usuwania-plam-po-samoopalaczu-i-peelingu-ciala-glov-tan-away-2/